LINE 6 TONE CORE - efekty gitarowe
2009-11-05

Od pewnego czasu można zauważyć poważną ekspansję kalifornijskiego producenta na nowe dla siebie obszary gitarowego rynku. Dotychczas produkty Line 6 kojarzyły się głównie z zastosowaniami studyjnymi i co tu dużo mówić nie należały do najłatwiejszych w obsłudze. Zdecydowana większość gitarzystów preferuje proste rozwiązania, moją skromną osobę zaliczę do tego grona. Wreszcie ktoś w Agoura Hills poszedł po rozum do głowy i zaoferował to, co ma najlepszego Line 6 w prostej i skondensowanej formie. W tym numerze omówimy pierwsze trzy z sześciu dostępnych w serii Tone Core efektów: Echo Park, Uber Metal oraz Crunchtone.
 

   

Powiedzieć o Tone Core’ach, że są solidnie wykonane to raczej mało, każdy efekt to solidny kawał żelastwa o wadze ponad 1 kg. Jak zwykle jednak u Line 6 design na najwyższym światowym poziomie, nawet pudełko wygląda tak, jakby w środku ukryta była biżuteria. Efekty są stosunkowo duże i prezentują się niezwykle efektownie. Przycisk nożny umocowano na specyficznym zawiasie i pokryto gumą z logo Line 6. Od spodu efektu przyklejona jest gruba warstwa gumy uniemożliwiająca ślizganie się efektu na deskach sceny. Bateria ukryta jest pod przyciskiem, dostęp do niej jest bardzo łatwy, a wymiana trwa kilka sekund. Wszystkie efekty wykonane są w tym samym stylu, różnią się kolorem płytki oraz rzecz jasna dostępnymi funkcjami, charakterystycznymi dla danego typu efektu.
Wszystkie efekty sprawdzano na gitarze Gibson Les Paul Standard, Epiphone Les Paul Custom Plus oraz Fender Stratocaster oraz wzmacniaczach Mesa/BOOGIE Mark I i Marshall MG100DFX.

ECHO PARK – czyli zaawansowany delay nie bez powodu otrzymał płytkę panelu sterującego w kolorze zielonym. Jest to ewidentne nawiązanie do DL4, kultowego efektu Line 6, z którego zapożyczono kilka brzmień. Echo Park jest oczywiście efektem stereofonicznym i oferuje wszystkie podstawowe funkcje typowego delay’a. Maksymalny czas odbicia wynosi 2.5 sekundy, co jest interwałem wystarczającym do większości zastosowań. Podstawowe kontrolery parametrów to Repeat (ilość powtórzeń – feedback), Time (czas) oraz Mix (stosunek sygnału czystego do przetworzonego), przetworzonego, więc w zasadzie identyczne jak w każdym typowym delay’u. Co przede wszystkim różni Echo Park od innych efektów tego typu? Przede wszystkim obecność 11 różnych rodzajów delay’a, min. sweep, swell, ducking, ping pong, reverse, slap i inne. Dodatkowo każdy z nich może być użyty w jednej z trzech wersji brzmieniowych, jako cyfrowy, analogowy lub taśmowy. Do przełączania trzech trybów służy mały przełącznik umieszczony pod diodą. Daje to w sumie imponującą liczbę 33 kombinacji! Ponadto do efektu można dodać za pomocą potencjometru Mod modulację odbić i uzyskać nowe, nietypowe brzmienie. Echo Park wyposażony jest w nabicie tempa (Tap), można nabijać tempo przed włączeniem delay’a, o interwały pokazuje migocząca na pomarańczowo dioda, która po włączeniu efektu zaczyna mrugać na zielono. Przy okazji dodam, że czerwony kolor diody oznacza wydatek rzędu 12-14 zł na nową baterię. Zapobiega temu kupno opcjonalnego zasilacza, chociaż osobiście przyznam, że wolę pracę na bateriach niż problemy z prądem na scenie. Przełącznik Trails Off/On jest kolejnym świetnym rozwiązaniem zastosowanym w Echo Park’u. W pozycji On (włączony) powoduje, że po wyłączeniu efektu odbicia delay’a nadal będą wybrzmiewać. Wyłączenie funkcji Trails oznacza, że delay pracuje jak inne tego typu urządzenia, czyli po wyłączeniu efektu odbicia natychmiast są ucinane.
Brzmienie Echo Park można określić tylko w jeden sposób: znakomite. Zwykły delay cyfrowy spełnia swoją funkcję idealnie, jeżeli ktoś nie lubi analogowych pogłosów i tak będzie zadowolony. Jednak ci, którzy wiedzą, że na większości najlepszych płyt, starych i nowych zdecydowaną przewagę stanowią delay’e analogowe i taśmowe, a te w Echo Parku mają jakość niespotykaną w urządzeniach tej klasy. Dodając do tego bardzo pożyteczne funkcje, jak Trails czy nabicie tempa przed wączeniem efektu jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że mamy do czynienia z najlepszym delay’em w swojej klasie.

UBER METAL – zarówno nazwa jak i czarny kolor panelu nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z efektem typu distortion. Trzy potencjometry barwy (Bass, Mid i Treble) oraz potencjometr poziomu przesteruj Drive kreują żądane brzmienie. Potencjometr środka jest dodatkowo wyposażony w możliwość wycięcia kawałka pasma zakresie płynnie przełączanym zakresie od 250 Hz do 4 kHz. Pełne odkręcenie potencjometru delikatnie podbija wybraną częstotliwość środka. Uber Metal oferuje trzy przełączane rodzaje przesteru: Metal, Pulverize oraz Insane oraz dwa rodzaje bramki szumów. Bramka jest oczywiście odłączana, w pozycji 1 oferuje łagodniejsze działanie, pozycja 2 bardziej pasuje do mocnych przesterowan. Działanie bramki ściśle powiązane jest z ustawieniem potencjometru Drive, tak więc bramka automatycznie „ustawia” się do poziomu przesterowania.
Uber Metal został skonstruowany według sprawdzonego schematu, który ma zapewnić maksimum opcji brzmieniowych. Jednak tym, co różni go od innych efektów tego typu jest obecność „na pokładzie” trzech różniących się charakterem brzmień. A więc kreowanie brzmienia nie ogranicza się jedynie do manipulacji korekcją, co daje naprawdę szerokie pole manewru. Ponieważ brzmienia w Uber Metal oparte są na symulacjach z POD’a XT wyraźnie słychać, że producent w tym konkretnym efekcie ukierunkował się na odtworzenie wzmacniaczy Mesa/Boogie Dual Ractifier oraz Bogner Uberschall, czyli topowych „główek” hi-gainowych. Kombinacja ustawienia Metal z czystym kanałem Mark I łudząco przypomina Dual’a, dźwięk jest nasycony i plastyczny, natomiast to samo ustawienie na Marshall’u nie ma już takiej dynamiki, ale w końcu to wzmacniacz tranzystorowy. Na MG100DFX bardziej wyeksponowany jest środek pasma, co można ewentualnie skorygować korekcją. Ciekawie prezentuje się ustawienie Pulverize, bardzo mięsiste i chyba bardziej klasyczne w „metalowym” znaczeniu. Insane z kolei jest najbardziej nasycone, mocno skompresowane, dla prawdziwych metalowych brutali. Tym co podoba mi się w Uber Metal najbardziej to fakt, że dźwięk jest szybki i ma „kopa”, myślę, że Uber Metal szybko stanie jednym z najpopularniejszych „ciężkich” (dosłownie i w przenośni) przesterów. Warto dodać kilka słów o bramce szumów, która przy świetnej skuteczności nie obcina pasma gitary, powiem szczerze, że warto na własne uszy przekonać się jak działa, bo ja osobiście tak skutecznej bramki jeszcze w urządzeniu tek klasy nie słyszałem.

CRUNCHTONE – łagodniejszy przester o wyraźnie innym charakterze niż Uber Metal, jaśniejszy i śmiało można nazwać go brytyjskim. Podobnie jak Uber Metal posiada trzy wersje przesterowania: Blues, Pop i Crunch, a także bramkę szumów rozwiązaną w identyczny sposób.
Crunchtone mimo pewnego podobieństwa zewnętrznego i podobnej koncepcji nie ma brzmieniowo wiele wspólnego z Uber Metal. Oferuje przestery o zdecydowanie mniejszej ilości gainu, bardziej miękkie. W tym efekcie spotkamy symulacje „łagodniejszych” wzmacniaczy, jak Fender czy Marshall. Choć poszczególne brzmienia różnią się charakterem to mają pewną cechę wspólną: są bardzo ciepłe. Nie ma mowy o kłującej w ucho górze, jest zaokrąglona i analogowa, chociaż osiągnięta na drodze cyfrowej. Ustawienie Bluez oferuje lekki przester z możliwością dołożenia gainu, ale moim zdaniem najlepiej sprawdza się to brzmienie z niewielką ilością przesterowania. Jeżeli potrzeba więcej „crunch”, to właśnie ustawienie, o wyraźnie brytyjskim charakterze będzie najlepsze. Ustawienie Pop z kolei dobrze się sprawuje przy grze akordowej, trzeba docenić jego selektywność.
Nie mam wątpliwości, że seria Tone Core szybko stanie się bardzo popularna. Walory użytkowe, niespotykane u innych rozwiązania, a przede wszystkim rewelacyjne brzmienie w mojej ocenie plasują je bardzo wysoko wśród innych efektów na rynku. Po raz kolejny Line 6 trafia w dziesiątkę, pomału zaczynam się ich bać...


Autor: Marcin Hofander



Test pochodzi z Magazynu Gitara i Bas + Bębny. Przedruk za zgodą redakcji.