Epiphone Les Paul 2010 Tribute - nowa odsłona klasycznego modelu
2010-06-01

Jak co roku, tym razem również pojawiła się najnowsza odsłona najbardziej rozpoznawalnego modelu Epiphone – Les Paul Tribute 2010. Przedstawiamy wrażenia z ogrywania tego instrumentu. 

Bartek Lewandowski

Les Paul to chyba najbardziej charakterystyczna gitara na świecie. Zagrano na niej niezliczone ilości solówek, riffów, występowała w tysiącach teledysków do singli o których niewielu już pamięta – a instrument trzyma się nadal tak samo dobrze, jak kiedyś. To, co rozpakowaliśmy całkiem niedawno jest kolejnym wznowieniem zdającej się nie mieć końca (oby) serii.

 

 

Sprzęt przyszedł do nas zapakowany w każdym możliwym detalu. Oprócz zabezpieczenia twardego case’a we wszystkich możliwych punktach (nawet rączka była owinięta folią), znajdującą się w środku, otoczoną miękką wyściółką gitarę również dodatkowo oklejono foliami, kawałkami styropianu… TIR mógłby po tym przejechać, a rysy brak. Mówią, że nadgorliwość to pierwszy krok... Niemniej, plus za cały zestaw:)

Instrument nie różni się znacznie od swoich poprzedników, bo któż by go o to posądzał. Cała idea tkwi przecież w wykonaniu jak najlepiej tego samego, no, może z drobnym upgrade-m. Nie zawiodą się zatem wielbiciele wklejanego gryfu w stylu „deep set”, ani ci od mahoniowego korpusu. Najbardziej widoczną gołym okiem drewnianą częścią jest top, który w tym przypadku został wykonany z drewna klonowego. Pierwszym wrażeniem po wzięciu tej gitary do ręki jest jej ciężar – porównywalny z vintage’owymi instrumentami. Słyszałem kiedyś żart, że solidnie osadzony dźwięk nie bierze się z nikąd, podobno coś w tym jest. Niemniej, już po samej wadze instrumentu łatwo zauważyć czy mamy do czynienia z prawdziwym drewnem, czy ze sklejką. LP2010T to z pewnością mahoń.

 

 

Wykonaniu gitary nie można zarzucić absolutnie nic. Wykończona połyskującym lakierem pozsiada bardzo dobrze osadzone przetworniki, prosty gryf i solidnie zmontowane części, wliczając w to te drewniane. Progi są nabite bardzo dobrze, uniknięto w zasadzie wszystkich podstawowych błędów utrudniających przyjemną eksploatację gitary.

 

 

Co do brzmienia na sucho – rewelacja. Grając unplugged łatwo zauważyć, jaki wpływ na brzmienie może mieć drewno, jego kształt, dobór i odpowiednie sezonowanie. Można wtedy ze spokojem przyjrzeć i przysłuchać się wszystkim brzęknięciom strun o progi, oswoić co nieco całą „akustyczną” stronę wiosła, a LP sprawia naprawdę niezłe wrażenie. Przyznam szczerze, że nieco się zagalopowałem i nieświadomie spędziłem dobrą godzinę grając bez kabla, zanim zorientowałem się, że wypada również uruchomić przetworniki. No cóż, to mówi samo za siebie;)

 

 

Opisana powyżej sytuacja oprócz brzmienia całkiem sporo mówi o wygodzie gry. Gryf jest bliższy literze D niż zaokrągleniu, dosyć płaski, a jednocześnie masywny. Powoduje to, że bardzo wygodnie gra się akordy i układy wymagające szybkiej ich zmiany, jednocześnie pozwalając na szybkie przebieganie palcami po palisandrowej podstrunnicy i bezproblemowy bending. Mostek w typie tune-o-matic i klucze Grovera po raz kolejny dobrze współpracowały i nawet po operacjach ze strojami drop/otwartymi odpowiednio długo trzymały potrzebne wysokości dźwięków.

 

 

W Epiphone LP 2010 Tribute zamontowano dwa humbuckery Gibson 57’ Classic, zarówno przy gryfie jak i przy mostku. Uzwojenie każdego z nich jest poczwórne, dodatkowo poprzez wyciągnięcie do góry potencjometru sterującego barwą uzyskujemy cewki rozłączone. To bardzo popularne przetworniki, montowane seryjnie i często na życzenie w bardzo wielu gitarach w jakikolwiek sposób przypominających kształtem Les Paula. Brzmią bardzo ciepło, lekko ścinając górne pasma częstotliwości poprzez zamknięcie ich w puszkach. Po podłączeniu do wzmacniacza (sprawdzałem na kilku różnych Marshallach, Kranku i klasycznym Fenderze z lat 70tych) gitara zabrzmiała bardzo soczyście, grając mocnym dźwiękiem. Najwięcej było średnich tonów, a charakter całości określiłbym jako nieco vintage’owy z kilkoma nowoczesnymi akcentami. Potencjometry tone mają bardzo duży wpływ na barwę gitary, ale w tym przypadku działają wyjątkowo szeroko – w połączeniu z możliwością operowania dwoma typami pickupów pozwalają na uzyskanie naprawdę sporej palety barw. Nie jest to jednak instrument uniwersalny, a w moim mniemaniu nawet mocno sprecyzowany brzmieniowo, trzeba go polubić.

 

 

Dźwięki wybrzmiewają bardzo długo – najbardziej podobało mi się zachowanie instrumentu na czystych kanałach lub lekko bluesowo zachrypniętych – przyjemność z grania była naprawdę spora. Nie znaczy to, że po rozkręceniu gałki gain, zamknięcia drzwi od sali prób (na wszelki wypadek) i uderzenia konkretnego, rockowego akordu było gorzej, bynajmniej. Po prostu w pierwszej sytuacji układ gitara – piec zabrzmiał najbardziej stylowo, bez zwracania większej uwagi na ustawienia korektora. To duży atut.

 

 

Epiphone Les Paul 2010 Tribute został zatem ograny, sprawdzony i dokumentnie przetestowany. Okazał się być bardzo solidnym instrumentem, zbudowanym z dbałością o szczegóły i brzmiącym charakterystycznie. Widać, że ludzie z Epiphone mają naprawdę spore doświadczenie w konstruowaniu LP, bo zbudowali instrument, na którym gitarzyści lubiący ten typ brzmienia na pewno się nie zawiodą.

 

 

Specyfikacja:
 

  • Korpus: Mahoń
  • Top: Klon
  • Gryf: Mahoń
  • Typ połączenia gryf-korpus: Vintage "Deep-Set", Glued-In
  • Menzura: 24.75"
  • Podstrunnica: Palisandrowa z trapezoidalnymi wklejkami z masy perłowej
  • Pickup gryf: Gibson USA '57 Classic™ Humbucker (4-wire)
  • Pickup mostek: Gibson USA '57 Classic Plus™ Humbucker (4-wire)
  • Progi: 22; medium-jumbo
  • Mostek : LockTone™ Tune-o-matic/Stopbar
  • Osprzęt: Niklowany
  • Klucze: Grover™ Locking Tuners
  • Opcje kolorystyki: Faded Cherry Sunburst (FC), Translucent Black (TB)

 

 

 

Test pochodzi z portalu e-gitara.net.pl